-Albo ja, albo „Pan Tadeusz”!- chciało mi się wczoraj wykrzyczeć wysoko w przestworza. Chwilowo wpadłam w panikę, bo mam wrażenie, że nie nadążam już z niczym. Sprawdzianów cała moc, Młody sam się uczy, ale jak czyta po cichu, to nie rozumie, jak sobie na głos czyta, to też nic nie zmienia. Sprawdzam go cały czas i wypycham nieco do przodu, ale często stykamy się z murem i trzeba od nowa. Czyli czytam ja.
Jestem ciut zmęczona, bo za miesiąc operacja mojego męża, muszę pracować ile się da, bo przez pół roku to ja nas będę utrzymywać (jakie to życie zaskakujące czasem!), więc presja duża a warunki słabe, żeby to wszystko naraz ogarnąć z dojazdami i nauką. Więc nie mogę odpuścić na żadnym polu.
Wymyśliłam więc w nocy, że poddaję się i decyduję na korki z polskiego.
A wszystko przez Mickiewicza i jego kwiecistość słowną. Niewątpliwie miał talent i warto znać jego dzieła, ale nijak nie mogę tego przejść z Młodym. Nie przeczytał lektury, ale nawet go o to nie posądzałabym. Audiobooka też nie przeszedł. Na streszczeniu pisanym normalnym, dzisiejszym językiem trzy razy zasnął ku mojej rozpaczy, bo ileż można czytać to samo! A na lekcjach, kiedy go przerabiali akurat go nie było. Jutro za to praca klasowa, więc tłuczemy temat ile się da, ale daje się niewiele albo prawie nic.
Jedno jednak miałam zaskoczenie i to niemałe. Wpadłam na pomysł, żeby zrobił zdjęcia z zeszytu od najlepszej uczennicy w klasie.
– Może poproś jutro Olę, żeby udostępniła ci zeszyt i porób zdjęcia z lekcji, może łatwiej będzie to wszystko przyswoić w sposób, w jaki to pani prowadziła.
– Mamo, już dawno zrobiłem, bo pani mi kazała.
-???? Dlaczego o tym nie powiedziałeś?
– Bo i tak nic z tego nie wiem.
Będę dzisiaj wyć do księżyca.
Mamo Asa , ja Cię rozumiem, dlatego że takie sytuacje jak ta z j. polskim i ta z matematyką przeżywaliśmy nie raz. Jest trochę frustracji i praca, praca, praca… Jeśli mogę jakoś dodać Ci otuchy to powiem, że będzie z czasem lepiej. Asy też ogarniają się w końcu skuteczniej , chociaż wolniej niż NT. Za to satysfakcja ogromną. 🙂 Co do korepetycji to pomysł ok, ale warto, żeby to był nauczyciel, który trafi do dziecka. Mój syn chodzi na matmę do pana, który owszem , miły, ale przez 45 min zrobią że dwa zadania, a ZAmyślony i tak nic z tego nie wie i na dobrą sprawę i ja muszę się z Internetu nauczyć ,a potem swoje dziecię dokształcać 🙂 Nie mam odwagi zrezygnować z „pana”, ale powoli o tym myślę, bo za tydzień kartkówka z funkcji trygonometrycznych.
A wracając do „Pana Tadeusza”, może by tak jeszcze film…. z komentarzem od mamy…☺️
Pozdrawiam serdecznie ☺️
Dzięki za pociechę:) Film i owszem, aczkolwiek już go widział i raczej drugi raz nie zmuszę. Próbować jednak trzeba. Za to Dzień Niepodległości spędzam ślęcząc nad historią, opracowując podręcznik (niech ja dorwę tego, kto go napisał!), czyli pytanie-odpowiedź, bo Młody nie przebrnie. Samej mi jest trudno jakąś chronologię w tym złapać. No masakra. A dom leży i kwiczy.