Wczoraj, mimo święta, musiałam na chwilę pojechać do pracy. Młody w tym czasie miał powtórzyć historię, albowiem nie poddaję się i próbuję wciąż na nowo oswoić go z samodzielnością. Ta samodzielność nieco naciągana, bo musiałam przygotować mu na podstawie podręcznika zestaw pytań i odpowiedzi, bo to przeczyta, a podręcznika nie. Siedziałam więc 3 godziny i opracowałam połowę działu.
Powiedziałam mu, że komputer włączymy dopiero, gdy wrócę.
W samochodzie okazało się, że przez przypadek zabrałam jego telefon, ponieważ myślałam, że to mój. Trochę się zmartwiłam, bo jednak czuję się spokojniejsza, jak mamy ze sobą kontakt, którego właśnie go pozbawiłam (jak ludzie funkcjonowali 20 lat temu???). Nie miałam jednak czasu na wrócenie się, ponieważ spóźniłabym się na spotkanie.
Po spotkaniu pojechałam ze Starszakiem do ortodonty, który jakimś cudem, pomimo święta przyjmował, bo odkleił mu się zamek na aparacie ortodontycznym. Czekanie i wizyta zabrały nam jakieś 2h, więc z każdą minutą mój niepokój i świadomość uzależnienia od telefonu rosła. W końcu mogliśmy wrócić do domu.
Mogłam się założyć i miałabym pewną wygraną o to, że:
a) Młody niczego nie przeczytał w tym czasie
b) przespał cały czas z małą przerwą na TV.
Gdy weszłam do domu, TV grało w najlepsze, a Młody leżał na sofie w salonie i…spał. Albo udawał.
– Przepraszam cię, bo przez przypadek zabrałam ci telefon. Myślałam, że to mój. Pewnie się martwiłeś? – powiedziałam od razu, gdy przekroczyłam próg salonu.
Młody usiadł na sofie.
– A ja myślałem, że specjalnie zabrałaś! – wykrzyknął zaskoczony.
-No właśnie nie, ale pomyślałam, że pewnie ze złości nic nie przeczytałeś, prawda? – zapytałam z nadzieją, że jednak się mylę.
Cisza.
– Czyli nie przeczytałeś? – upewniam się.
– No nie. Spałem cały czas – kłamstwo albo nie, ale nie brzmi do końca wiarygodnie.
Myślę przez chwilę, jak by tu sprawić, żebyśmy oboje wyszli z twarzą.
-To może teraz pójdziemy razem coś zjeść, a potem się pouczymy?- pytam pewna, że to dobry pomysł.
-Super, a możemy po jedzeniu chwilę pojeździć po mieście? Chciałbym zobaczyć iluminacje.
Pojechaliśmy, zjedliśmy, pozwiedzaliśmy, pouczyliśmy się, zrobiliśmy plan na kolejny dzień.
Było bardzo fajnie i jak pomyślę, co by było, gdybym po przyjściu z pracy weszła z pretensją czy krzykiem…Szkoda by było takiego wieczoru. A tak, był naprawdę udany. Nawet film razem obejrzeliśmy na końcu.
Powinno być jak na obrazku, czyli z sercem na dłoni do Asa, żeby uniknąć spięć. Powinno…. i gratuluję, że Tobie MamoAsa to się udaje. Mnie niestety nie zawsze ? Ale robię postępy i staram się być spokojna, zwłaszcza w sytuacjach trudnych. Już wiem, że frustracja, czy krzyk nie pomaga.
Fajnie, że udała się Wam i rozrywka i nauka ?
Oj, mnie też się nie zawsze udaje:))) Ale czasem mam lepszy dzień i energii więcej…i jakoś leci.
A czasem wychodzę z siebie i staję obok. Zdarza się, że nawet całkiem długo tak stoję 😉