Niedzielny piękny, słoneczny poranek. Mamy mieć gości na obiedzie, więc wstaję, szybko się ogarniam. O 10 idę budzić chłopców. Starszak wstaje bez problemu, gotowy do pomocy i do nauki, bo za 2 tygodnie ma olimpiadę z biologii. As nieżywy. Nie docierają do niego żadne dźwięki z zewnątrz. Jedynie stopa delikatnie podryguje nie wiadomo czemu. Stopa przykuwa moja uwagę, więc zaczynam ją łaskotać. Ożywa jeszcze bardziej. To samo dzieje się z drugą. Z niewiadomych przyczyn górna część mojego syna nadal pozostaje bez życia, w odróżnieniu od dolnej.
Otwieram okno, proszę go by wstał, głaszczę po głowie i daję buziaka w policzek, licząc, że go wytrze (czyli nie śpi). Wytarł, ale oka nie otworzył żadnego. Próbuję tak jeszcze kilka razy przez kolejną godzinę.
O 12:00 moja cierpliwość się wyczerpuje, więc wchodzę do pokoju i mówię głośno, że albo wstaje natychmiast, albo nie będzie dziś ani komputera ani telefonu, ponieważ ogląda do późna filmy a potem nie może wstać.
Po 20min wchodzę znowu i mówię, że niestety skoro tak wybrał, to może sobie spać do nocy, a komputera i telefonu dziś nie ma.
Po 5 min wychodzi z pretensją, dlaczego go nie obudziłam, że jak krzyczę, to on nie słyszy, że jak go łaskoczę, to też nie czuje, że powinnam znaleźć jakąś skuteczną metodę, bo przeze mnie dostaje karę, bo go nie umiałam obudzić.
Podnoszę szczękę i nie komentując zarzutów mówię, że jak się ubierze, może przyjść do kuchni mi pomóc. Oczywiście nie przychodzi. Ubiera się, składa łóżko i kładzie się na nim udając, że dalej śpi. Nie je śniadania (w sumie dobrze, bo zaraz obiad).
Zajmuję się swoimi rzeczami. Przyjeżdżają goście. Młody nie wychodzi z pokoju, nawet się nie wita. Wołam go na obiad – je w kuchni. Tłumaczę mu, że jeśli nie chce, nie musi z nami siedzieć, ale wypada chociaż pojawić się i powiedzieć dzień dobry. Nie musi nawet na nikogo patrzeć. Nie działa. Wraca do pokoju. Po chwili wchodzi tam K i mówi, że Młody czyta książkę o czarnych dziurach. No i super.
Przyjeżdża mój brat z dziećmi, Młody musi się złamać, bo niestety tylko w jego pokoju są jeszcze jakieś zabawki. Trochę się rozkręca. Wyciąga grę i proponuje, żebyśmy razem w nią zagrali. Część gości poszła na spacer, więc akurat jest możliwość zagrania w 4 osoby, siadamy i fajnie się bawimy.
Po wyjściu gości Młody wyciąga swój zestaw do doświadczeń – zajmuje kuchnię i 2h bawi się w chemika. Wieczór wita nas jego uśmiechem. Siada z nami i opowiada różne historie. Pytam go, dlaczego się nie przywitał.
-Bo się wstydziłem.
-Tylko się wstydziłeś, czy byłeś też zły?
-No byłem też zły.
-Wiem, ale jeśli się nie będziesz stosował, nawet w złości, do pewnych standardów dobrego wychowania, to ludzie będą cię traktować jak dziwaka. Rozumiem twoją złość, ale ona nie usprawiedliwia takiego zachowania. Wujek nic ci nie zrobił poza tym, że przyjechał w złym dla ciebie momencie. Wydaje mi się jednak, że mimo wszystko fajnie dziś spędziłeś dzień? – trochę zmieniam temat.
– W sumie tak, ale to i tak twoja wina, że mi dałaś karę, bo mnie nie obudziłaś, a ja NIC nie słyszałem.
-Popatrz teraz na moją minę – mówię do niego w odpowiedzi i robię minę „patrzącej z politowaniem”. Patrzy i oboje wybuchamy śmiechem.
Nie będę się z nim kłócić, bo i tak on będzie mówił swoje a ja swoje a dzień minął nie najgorzej.
Dziś mamy poniedziałkowy piękny poranek. Wystarczyło, że weszłam do pokoju młodego, a od razu wstał zadowolony. Zjadł śniadanie, pomachał mi i pobiegł do szkoły. Ech:)