Nie wiem, jak dla reszty rodziców, ale dla mnie osobiście okres dojrzewania to najtrudniejszy etap mojego rodzicielstwa (oczywiście z tych do tej pory ;-)).
Odkryłam, że odcinanie pępowiny boli tylko mnie (może i dobrze). Do tej pory patrzyłam na to z perspektywy dziecka, teraz patrzę z perspektywy rodzica i oczywiście coraz lepiej rozumiem moją mamę.
Moi synowie wyrośli na wspaniałych, mądrych i dobrych ludzi. Jestem z nich dumna. Kroczą swoimi drogami, które nie zawsze rozumiem, ale za to jestem wiernym ich kibicem. Boli, gdy strzelają sobie samobója, albo tracą czas na otwieranie już otwartych drzwi. Mimo wszystko to ich życie a moją rolą jest nauczenie się w końcu, że nie zawsze mogę mieć na nich wpływ. To bardzo ciekawe doświadczenie.
Starszy syn, NT, ze względu na to, że Młody stał się ogarniętym fajnym człowiekiem, dostał przestrzeń na bycie normalnym nastolatkiem w normalnej rodzinie (wg naszej normy ;-)). W końcu mogę mu poświęcić więcej uważności, a on może się trochę pobuntować, zgodnie z wiekiem. Do tego w międzyczasie stał się zupełnie pełnoletni. Fajna ta nasza relacja.
Młody bardzo dobrze funkcjonuje, te wszystkie lata pokazały mi, nam, że nie ma znaczenia, czy dziecko jest ZA czy NT, komunikacja jest tak samo niezbędna, żeby zachować równowagę w rodzinie. Podobnie jak akceptacja. Wiem, że w kółko o tym piszę, ale to dwa najważniejsze w naszym życiu rodzinnym słowa. Zaraz po miłości.
Lubię te nasze wspólne rozmowy po nocach, chociaż czasem oczy mam już na zapałki, ale to wtedy poznaję moje dzieci a one mnie, bo opowiadam im swoje historie z dojrzewania, pamiętam, jakie miałam emocje i przygody.
Przypominanie siebie z okresu dojrzewania jest bardzo cenne, bo schodzimy na zupełnie inny poziom emocji i komunikacji. Cieszę się, że mogę być ich mamą.