Młody nadal chory, a ponieważ się nudzi, ściągnął sobie aplikację, dzięki której może budować modele cząsteczek. W tej chwili przerabia węglowodory, więc chyba muszę wrócić na studia, bo okazuje się, że bardzo dużo już pozapominałam i żeby odpowiedzieć na wszystkie skomplikowane pytania Piotrka, muszę szukać w google!!!! Pomijam fakt, że na temat grafenu to ja się za dużo nie uczyłam w tamtych czasach, w zasadzie chyba wcale, a jego właśnie ten grafen interesuje bardzo. Z alkenami i alkinami też sobie radzę, nawet zabłysnęłam, bo i aromaty pamiętam i trochę mu poopowiadałam, porysowałam wzory. Tylko, że on znajduje mi różne dziwne wzory strukturalne w necie i każe mi je nazywać. Im bardziej skomplikowane tym lepiej. Mam stres.
W ogóle, to przez tą chorobę nie poszedł na egzaminy próbne. Ja żałuję, bo one były MI potrzebne dla umocnienia wiary, że sobie świetnie poradzi. W zasadzie nie wiem dlaczego ta wiara czasem we mnie podupada. W końcu wszystko idzie całkiem dobrze. Młody się cieszy, bo przecież raz był na tych próbnych i wystarczy. Zostało nam półtora miesiąca, korki odpadły, bo Młody nie chce i nie będzie w nich uczestniczył, a głównie chodzi o polski. Wczoraj dostał 4- z kartkówki z ukochanej biologii. Coś tam namieszał. Tłumaczę mu, że z przedmiotów, które dla niego mają znaczenie powinien mieć jak najlepsze stopnie, bo bedą wiodące w przyszłej szkole (a przede wszystkim chodzi o to, że bez tego się nie nie dostanie, bo jest za duża konkurencja). 4- nie jest złym stopniem, ale on potrzebuje z biologii i z chemii piątki! A on mi wyliczył, że tą biologię to chemią podciągnie, bo właśnie będzie robił jakiś projekt. I liczy mi jedną średnią z dwóch przedmiotów. I weź mu wytłumacz. A 4 wzięło się z tego, że nawet podręcznika od biologii nie otworzył, a pani zadała jakieś ciekawostki, o których nie wiedział, chociaż wiedzę ma szeroką, ale akurat tego w głowie nie zapisał.
Do tego czeka nas wyzwanie, właściwie mnie, bo jego kręgosłup woła o pomstę do nieba. Wiem, że sama jestem temu winna, bo mu odpuściłam rehabilitację kilka lat temu – nie byłam w stanie zmusić go do wyjścia z domu na nią i teraz są efekty. Założyłam jednak, że poczekam, aż dorośnie i zacznie na tyle rozumieć swoją sytuację, że będzie sam chciał. No i chyba mogę spróbować. Umówiliśmy się do ortopedy a ja modlę się, żeby to był mądry lekarz i nie pozamiatał tematu jedną głupią uwagą. Jedyny problem, to nie wiem kto i kiedy będzie go na te zajęcia woził. Bo w to, że sam będzie chodził, to ja nie wierzę. Jest wesoło.
Starszak też testuje moją dojrzałość i chce jechać na wakacje ze znajomymi nad morze, na które do tego sam zarobi. Super pomysł, najwyższy czas i w ogóle, tylko…..jak ja to przeżyję? To już? Kokokokoko…..Ech, życie jednak mknie. Obaj mnie już przerośli, a do niskich nie należę. Latorośle moje kochane. Ależ ja bym się bez nich nudziła.