Parę dni mnie nie było. Właściwie nas. Nie było nas w sensie wirtualnym, ponieważ musiałam poukładać parę spraw w sensie rzeczywistym.
Przyglądam się mojemu Asowi i zastanawiam się, jak wybrnąć z sytuacji, w które czasem sama się pakuję, bo źle dobieram słowa. A jak sami wiecie, źle dobrane słowa skierowane do Asa, to katastrofa komunikacyjna. Jeśli dołączymy do tego bunt, który przeżywa każdy nastolatek, niezależnie od dysfunkcji czy ich braku, to mamy niezły koktajl.
Jak się odnaleźć jako rodzic w tym buncie? Jak budować autorytet w momencie, kiedy druga strona przeżywa bunt skierowany przeciwko dotychczasowym autorytetom? Jak nie wyjść z siebie i nie stanąć obok, gdy słyszę raniące mnie odzywki?
Pomyślałam, że najprościej będzie, jeśli sięgnę do siebie sprzed x lat – a niestety co nieco pamiętam 😉 To pomaga spojrzeć na świat oczami trochę innymi niż dzisiaj. Jeśli do tego założę sobie, że za każdym razem, przy każdym spięciu bedę pamiętać o szczególności mojego syna, to powinno być dobrze. Albo przynajmniej lepiej.
Z zawiłości dzisiejszego dnia wyłoniła się taka scenka. W zasadzie sam temat wyłonił się wcześniej, ale nie do końca wiedziałam, jak zareagować, więc dałam sobie czas. Aż do dzisiaj.
-Synku, posprzątaj po swoim śniadaniu – poprosiłam grzecznie mojego młodszego.
-To nie jest mój obowiązek – odparł nieco mniej grzecznie – chcę zagrać.
Złość, żal i poczucie niezrozumienia pojawiły się niemal natychmiast, więc nie mogłam się odezwać od razu.
-Daj mi chwilę – powiedziałam, żeby zyskać na czasie.
-Ale ja chcę zagrać – oznajmił po raz drugi mój syn i zaczął oddalać się w kierunku swojego pokoju. Udało mi się opanowac emocje.
-Dobrze, zagrasz, ale chciałabym coś wyjaśnić- zaczęłam – poczekaj chwilkę, bo wydaje mi się, że czegoś nie rozumiesz.
-Wszystko rozumiem – zdziwiło się moje dziecko.
-Chyba nie, bo gdybyś rozumiał, nigdy byś mi tak nie odpowiedział -odparłam, ciesząc się, że rozmawiamy spokojnie i raczej nie zanosi się na awanturę. – Taką odpowiedź tłumaczy tylko to, że nie do końca rozumiesz na czym polegają zasady współżycia społecznego. Gdybyś rozumiał i tak odpowiedział, byłoby mi bardzo smutno, ponieważ pomyślałabym, że chciałeś sprawić mi przykrość, a mam nadzieję, że tak nie jest. -Odczekałam chwilę, widząc, że Młody trochę się speszył.
-Ale o co ci chodzi?
-O to, że kiedy mówisz, że sprzątanie po sobie nie jest twoim obowiązkiem, to w domyśle jest albo moim albo twojego brata, bo nikogo innego dziś z nami nie ma, jak na przykład służącej, która by to zrobiła. Wszyscy sprzątamy, żeby się nam miło mieszkało, a nie dlatego, że to obowiązek. Obowiązek był mój, gdy miałeś 5 lat, dziś masz 14, więc umówmy się, że skoro jesteś nastolatkiem, to zachowujesz się jak nastolatek i masz prawa jak nastolatek. Chyba, że chcesz być pięcolatkiem. Dlatego idź i pozmywaj po sobie miseczkę po zupie mlecznej.
Poszedł i pozmywał.
Miseczkę. Zostawił ją w zlewie, podobnie jak brudną łyżkę oraz dwa inne kubki. Bo nie powiedziałam, że po umyciu trzeba postawić na suszarce, o łyżce nie wspomniałam, a kubki nie były jego, więc skoro mamy sprzątać po sobie, to dotyczy wszystkich.
Wyszłam jednak z tych kapci.
-No co, pozmywałem jak kazałaś – spojrzał mi prosto w oczy. Walczyłam ze złością i śmiechem jednocześnie. Spojrzałam na niego Bardzo Groźnym Wzrokiem. Opieszałym ruchem Młody postawił miseczkę na suszarce.
-Wolałbym jednak wkładać do zmywarki -oświadczył spokojnie.
-Nie ma sprawy – odrzekłam już opanowana – naczynia w zmywarce są czyste, możesz je powyciągać, powkładać do szafki. Sztućce też – powyciągać i powkładać do szuflady. A potem włożyć do niej resztę brudnych naczyń, których nie umyłeś. I będziesz mógł zagrać.
-A..- zaczął Młody
-Sam powiedziałeś, że wolisz do zmywarki. Koniec tematu. jak to zrobisz, zawołaj mnie, sprawdzę i jak będzie to zrobione starannie, wpiszę kod do komputera.
Zrobił.
Poniekąd jednak miał rację. Skoro mówię, że każdy sprząta po sobie, to skąd się wzięły te dwa kubki? ;-P
Ech, życie…