Pisałam wcześniej o atakach paniki u Młodego. Że jest lepiej. Otóż nie jest. Ataki zaczęły powracać ze zdwojoną siłą. W ciągu dnia było całkiem dobrze, co uśpiło moją czujność. W nocy zaczęłam dostawać od niego smsy. Na początku, że coś się dzieje, ale że jeszcze nie potrzebuje fachowej pomocy. Uspokajałam go wtedy, a potem w dzień rozmawialiśmy. Próbowaliśmy szukać różnych metod na poradzenie sobie ze stresem, stosowaliśmy je, łącznie z ćwiczeniami na pobudzenie energii.
Najgorsze było to, że powód stresu był nieokreślony, po prostu za dużo zmian. Ataki paniki objawiały się kołataniem serca i niepokojem, myślami o śmierci, lęku przed nią. Biegłam w nocy do mojego syna po jego smsie, a gdy zasypiał, atak paniki dopadał mnie.
Dzień przynosił nowe rozwiązania. Próbowałam dociec, co tak naprawdę dzieje się w głowie mojego dziecka, w jego ciele.
Każdy, kto mnie zna, wie, że jestem wrogiem podawania leków „na wszelki wypadek”. Bo leków nie je się jak cukierki, a każda substancja zostawia skutki uboczne w naszym organizmie.
Kiedy jednak Młody powiedział mi, że te złe myśli owszem, odchodzą, kiedy stosuje techniki relaksacyjne, ale gdy je skończy, od razu wracają, wiedziałam, że tutaj jestem za słaba. Że sama miłość, akceptacja i zrozumienie nie wystarczą. Że potrzebujemy zewnętrznego wsparcia, bo zadziało się coś, czego nie rozumiemy. Że to jest jak grypa. Trzeba leczyć.
Plusem pandemii jest dostęp online do lekarzy i najlepszych psychologów w Polsce. Lekarz, do którego na wizytę prywatną zwykle czeka się pół roku, przyjął nas w ciągu dwóch dni. W międzyczasie wdrożone ćwiczenia zadziałały na tyle, że nie było ani jednego ataku paniki. Ale strach przed nimi pozostał. Lekarz długo rozmawiał z Młodym, zapisał mu leki, żeby zminimalizować ryzyko kolejnego ataku. Od wczoraj ruszyła też terapia online.
Czuję, że jestem strasznie zmęczona. Szok, że to spotkało mojego syna jeszcze nie minął. Drugi szok, że nie poradziłam z tym sobie w ramach wszystkich moich teorii. Ale za to poradziłam sobie inaczej. Piszę o tym, bo ta sytuacja zmieniła bardzo dużo w moim postrzeganiu. Pokazała też plusy: że te wszystkie lata przyniosły dużo dobrego. Że Młody mi ufa i nie boi się prosić o pomoc. Że wie, kiedy powinien to zrobić. Poza tym wykonał kolejny krok i odważył się skorzystać z kamery, gdzie dotąd kontakt z nim online był tylko głosowy.
Dziś nie robimy nic. Ustaliliśmy, że po prostu odpoczywamy. Możemy nie sprzątać i nie gotować. Młody ogląda seriale, pewnie potem w coś zagramy. Może pojedziemy nad jezioro, jak się nam będzie chciało. Ja czytam sobie książkę. I chociaż czuję ciągle ten ciężar na sercu, to wiem, że z każdym dniem będzie lżejszy. Że będzie dobrze.