Przed feriami umówiłam się z exem, że będzie tłumaczył matematykę Młodemu, żeby nadrobił zaległości przed egzaminem. Młody pojechał do taty na pierwszy weekend ferii z książką do matmy i tak wrócił, ale książki w międzyczasie nie otworzył. Nie zdążyli, tata obiecał mu, że w tygodniu po niego przyjedzie, więc książka leżała przygotowana, a Młody przez pierwsze trzy dni tygodnia czekał, aż mi się przypomniało, że ex mówił przecież, że w połowie tygodnia wyjeżdża na ferie. Bez dzieci. No dobra, pytam więc Młodego jak właściwie się z tatą umówił.
-No że mi w ferie ta matmę wytłumaczy..
-Ale on wyjechał…
-Nic o tym nie wiem.
No cóż, napisałam dziś do exa, bo wcześnie nie odbierał telefonów, a ferie się raczyły skończyć, żeby doprecyzował plany związane z ta nieszczęsną matmą.
– No ale ja przecież dzwoniłem do Młodego i powiedział mi, że nie ma żadnego sprawdzianu, więc się nie musimy spieszyć.
Hm, nie o sprawdzian chodziło przecież. Ale dobra, co ja się będę takimi rzeczami stresować. Pytam Młodego, czy tata do niego dzwonił, bo nic mi nie mówił. Młodego na chwilę przytkało. Widzę, jak myśli błądzą w dalekiej przeszłości, w końcu mówi:
– No tak, ale jakiś tydzień temu.
-No właśnie – mówię – i wtedy tata powiedział ci, że wyjeżdża, to dlaczego cały czas na niego czekałeś?
– Bo zapomniałem?
Ktoś tu coś mówił o komunikacji? Bo ja się zmęczyłam. ;-P