Młody ma teraz okres wycieczek (jak to się stało, że aż trzy, do teraz nie wiem;-P). Wyjeżdżał w poniedziałek. Ze względu na moje ostatnie „zakręcenie” sprawdzałam kilka razy, o której ma zbiórkę tym bardziej, że najpierw w opisie wycieczki dostałam info, że jest o 7:00, Młody też tak twierdził, a parę dni temu w mailu, że jednak ta zbiórka jest o 7:45. O 5 rano w poniedziałek ocknęłam się zestresowana, że pomyliłam wycieczki i szybko ostatni raz zerknęłam na telefonie o której ta zbiórka i gdzie. 7:45. Uff.
Młody wstał, wszystko fajnie udało się nam ogarnąć. Kilka razy powtórzyłam mu, gdzie ma zbiórkę.
– Mama, a jesteś pewna, że o 7:45? – Był przekonany, że jednak była o 7:00.
– Tak, sprawdziłam przed wstaniem jeszcze.
-Jak to, we śnie?
Poszedł sam. Gdy wychodził, raz jeszcze mu powtórzyłam, gdzie jest zbiórka – pani podała dwa miejsca w zależności od pogody – obok siebie oczywiście: albo hall szkoły albo parking.
Oddałam się szykowaniu do pracy. Chwilę później jadę sobie już spokojnie, podłączam telefon do ładowarki w aucie, patrzę, a tu wiadomość:
– mamo, gdzie miała być ta zbiórka???
Uświadomiłam sobie, że moją codzienną mantrą powinno być: daj mu dorosnąć, daj mu dorosnąć. Obecna to: kokokokokokoko…