Jak sprawić, żeby nasze dziecko było szczęśliwe i dobrze sobie radziło w życiu? Gdyby był na to złoty środek, nie byłoby problemów.
Po wielu latach testowania różnych metod, wynajdywania rozmaitych forteli, żeby trafić do mojego Asa, wyszło na to, co w zasadzie jest oczywiste, że podstawą wszystkiego jest dobra komunikacja. Takie to proste i jednocześnie trudne. Często wręcz graniczy z cudem. No bo co to znaczy? Przecież mówię do niego i mówię, do tego po polsku. I nic. Groch o ścianę. Kara nie działa a nagroda na chwilę. Konsekwencja też nie zdaje egzaminu, a przynajmniej nie na tyle na ile bym chciała. To co dla mnie jest irracjonalne, dla niego jest normalne i odwrotnie.
Żeby było śmieszniej zrozumiałam to dopiero po kilku latach zmagań, kłótni, poczucia rezygnacji i zwątpienia. Tak naprawdę norma jest pojęciem względnym. Słyszymy, że Asy kieruja się swoimi rutynami i przyzwyczajeniami. A my to nie? Też mamy swoje rutyny, przyzwyczajenia, procedury. Tyle, że inne. Czy lepsze? Niekoniecznie. Zaczęłam słuchać i słyszeć. Nie jest to łatwe, w szczególności, gdy zależy nam na czasie, a nasz As właśnie ma inne plany. Ale słuchając znajdujemy i odpowiedź i podpowiedź. I pozbywamy się nerwów. Okazało się to bardzo ciekawym doświadczeniem – oczywiście o niebo łatwiej jest w ten sposób postępować ze starszym Asem, bo z młodszym raczej się nie da, ale młodszego łatwiej spacyfikować, starszego już nie tak prosto o ile w ogóle.
W ten oto sposób ZA zaczął mnie fascynować. Za fascynacją poszło lepsze rozumienie i znaczna poprawa komunikacji oraz nadzieja na to, że uśmiech będzie bardzo częstym gościem na twarzach wszystkich członków rodziny. Czego i Wam, drodzy Rodzice życzę:)