W styczniu tego roku przypomniało mi się, że Młody będzie musiał mieć kolejne orzeczenie o kształceniu specjalnym, a co się z tym wiąże, konieczna będzie wizyta u jego psychiatry. Czas oczekiwania pół roku. Nie chciałam innego lekarza, bo ten właśnie diagnozował mojego syna parę lat temu. Zależało mi, żeby zobaczył, jak fajnie nam się udało wiele tematów przepracować. Mieliśmy termin tydzień temu, ale doktor się rozchorował i odwołał wszystkie wizyty. No cóż, skłamałabym, gdybym nie napisała, że poczułam frustrację i to silną. Koniec końców w tej samej przychodni zapisaliśmy się do innego lekarza. Tym razem kobiety.
Przed wyjściem zaliczyliśmy lekkie spięcie, bo spodenki były nie takie, jakich oczekiwał mój syn, a które zastał w swojej szafie. Niestety ulubione pobrudził ketchupem, bo akurat świętowaliśmy zakończenie roku i stało się. Trzeba się było przebrać. Pół godziny spięcia i tłumaczenia. W końcu kompromis (i to bez jakiejś szczególnej awantury). Pomyślałam sobie, że to ja jestem spięta i reaguję nerwowo, ponieważ obawiam się, że się spóźnimy.
Dojechaliśmy na czas, a nawet chwilę czekaliśmy, bo poprzednia wizyta się przedłużyła. Ten czas oczekiwania sfrustrował z kolei Młodego, który zaczął narzekać, że mu szkoda czasu, bo co on w ogóle tutaj robi i takie tam. Powiedziałam mu, że zawsze może zrobić wpis do księgi uwag, która na pewno jest w rejestracji. To takie narzędzie dla frustratów, żeby mogło im się ulać. Po tych słowach spasował, a za chwilę zostaliśmy poproszeni do gabinetu.
Pani doktor okazała się kobietą w średnim wieku, wyglądała całkiem sympatycznie. Opowiedziałam pokrótce naszą historię, z czym przychodzę i zapytałam przy okazji, czy zna jakiś sposób na obgryzanie paznokci.
Pani doktor pochyliła się nad kartą i rzekła:
-Hm, widzę, że dużo zrobiliście, ale jeden temat pozostał nieruszony. Mianowicie stany lękowe. To dziecko może mieć z tym ogromny problem.
-W zasadzie tak – odparłam – chociaż nie powiem, że tematu nie ruszyliśmy, wręcz przeciwnie: pracujemy nad nim już długo, mamy świetne efekty, ale jeszcze daleka droga przed nami. Pomyślałam jednak, że może jest jakiś sposób, który przeoczyłam, o którym nie wiem. Wcześniej Młody miał problem z chodzeniem do szkoły, nawet doktor przepisał mu lek psychotropowy, ale nie podaliśmy mu, bo w zasadzie zaraz były wakacje i mu przeszło. Nigdy podobny lęk już się nie pojawił.
Pani doktor skrzywiła się i spojrzała mi prosto w oczy.
-Jak to „nie podaliśmy mu”???? Czy pani sobie zdaje, jaką krzywdę pani zrobiła dziecku?
Pomijam fakt, że rozmowa odbywała się przy Młodym. Pomijam też, że pani doktor nie znała nas. W każdym razie miałam wrażenie, że ona ma wrażenie, że Młody, to jeden wielki skłębiony lęk.
-Przecież pan doktor przepisał pani dziecku lek po to, żeby mu pomóc, a pani sama zdecydowała, że go nie poda? Leki sprawiają, że dzieci przestają się bać, wzrasta im poczucie własnej wartości, czują się pewniejsze…
-Tak, tym bardziej, że tak ustaliłam z panem doktorem – odrzekłam spokojnie – że podam, jeśli lęk nie ustąpi po wakacjach lub jeśli na tyle się nasili przed wakacjami, że będzie to konieczne. Ale nie było. A dziś przychodzę po oświadczenie potrzebne do orzeczenia o kształceniu specjalnym…
-Zaraz, zaraz kiedy to było? Aha, 4 lata temu…
-Dokładnie.
-No dobrze, to ja może porozmawiam sobie teraz z pani synem.
Młody zgodził się, żeby zostać w gabinecie beze mnie. Chociaż sama nie byłam do tego przekonana.
Wyszłam. Usiadłam sobie w poczekalni i przemieliłam w głowie wszystko, co powiedziała pani doktor.
Zostałam znów poproszona do gabinetu.
-Wie pani co, rzeczywiście nie jest tak źle. – Oświadczyła pani doktor wyraźnie zdziwiona.- I w tej chwili rzeczywiście nie widzę konieczności podania leku. Syn wygląda na szczęśliwego – popatrzyła na Młodego uśmiechając się.
Wypiszę pani to zaświadczenie, ale gdyby coś się działo, proszę przyjść.
Odebrałam zaświadczenie i wyszliśmy. Zapytałam Młodego, o co pytała go pani doktor.
– Podchwytliwie pytała o te lęki. Czy nie boję się chodzić do szkoły, czy mam przyjaciół, czy jestem szczęśliwy itd. Ale ja mam przyjaciół i jestem szczęśliwy.
– Takie dziwne to spotkanie było – powiedziałam lekko wichrząc mu włosy.
– No, ale wiesz co mamo? Pomyślałem sobie, że jeśli w liceum będzie mi tak bardzo ciężko, to możemy wziąć ten lek na próbę, dobrze?
-Oczywiście, jeśli będzie to koniecznie. Po to są te leki. Tylko musisz mi wtedy powiedzieć, że coś się dzieje.
-Pewnie, że powiem, przecież takie rzeczy należy mówić rodzicom.
Uśmiechnęłam się na te słowa, bo czasem mam wrażenie, że on powtarza całe sekwencje zdań, które powiedział jakiś nauczyciel czy to na godzinie wychowawczej, czy na WDŻ, czy na EDB. I zawsze mnie to rozbraja.
-Dokładnie. To tak się umawiamy, ok?
-Ok.
I zmieniliśmy temat na „wszystko o kosmosie”. Mogę teraz brać udział w quizach.
Psychiatrom nie należy wierzyć bezgranicznie. To dział medycyny na bardzo wczesnym etapie rozwoju, polecam lekturę:
http://www.medonet.pl/psyche/choroby-psychiczne,wielkie-oszustwo-psychiatrii,artykul,1692501.html
oraz
http://www.psychologia.edu.pl/obserwatorium-psychologiczne/1750-farmakologiczne-iluzje-psychiatrii.html
Psychotropy działają na silną i bardzo silną depresję, branie ich na depresję umiarkowaną to prawdziwe igranie z ogniem. W skrócie dostarczają neurotransmiterów, które rozleniwiają mózg. Po odstawieniu leków może wrócić depresja silniejsza niż pierwotna (są na to naukowe dowody).
Dzięki. Oczywiście, że nie należy wierzyć bezgranicznie. Na szczęście Młody nie ma depresji. Stany lękowe wynikają z ZA, z niedostosowania społecznego, ale na szczęście pracujemy nad tym i wierzę, że i ten ostatni próg uda się nam przeskoczyć. Bardzo dziękuję za komentarz i linki. Udanej niedzieli:))